Jarosławiec – Ustka

6:00, Jarosławiec.  Wszędobylską ciemność nierozbudzonego jeszcze zimowego dnia rozświetla przeszywająca struga światła latarni morskiej wespół z ciepłym blaskiem lamp ulicznych. Miasteczko pogrążone w nocnej ciszy ani myśli budzić się o tak wczesnej porze. A jednak coś przerwało sen zziębniętego wróbla skrytego w zakamarku pod dachem, skłaniając go do obserwacji z bezpiecznej odległości źródła niepokojącego hałasu.  A oto poboczem drogi szybkim, miarowym krokiem maszeruje sześć opatulonych postaci. Skrzący się srebrzyście śnieg skrzypi pod butami, przestrzegając butnych wędrowców przed wyzwaniem, jakie podjęli, decydując się na przechadzkę w ponad 25-stopniowym mrozie.

7:30, Korlino.  Słońce majestatycznie wschodzi na nieboskłon, przynosząc wraz ze swoimi promieniami nadzieję na ocieplenie mroźnego powietrza. Niestety, złudna to jasność, biorąca we władanie zmrożone pola, zaśnieżone łąki, pokryte taflą lodu jeziora i zmarznięte strumyki, a nie dysponująca mocą zdolną pokonać dokuczliwy mróz. Na szczęście, odśnieżonymi drogami wędruje się łatwiej; nie trzeba przecierać szlaku, zapadając się po kolana w śniegu.  Delikatny, prawie nieodczuwalny wiatr muska twarze, czerwieniąc policzki i odmrażając nosy, zamęczone uciążliwym katarem. Skostniałe palce u rąk odmawiają posłuszeństwa, żądając natychmiastowego rozgrzania. Tylko nogi w ciężkich butach, nieczułe na mroźne zakusy, raźno podążają przed siebie.

9:00, Złakowo. Wreszcie dawno oczekiwana ostoja – przystanek PKS-owy, którego wnętrze, osłonięte od wiatru, a równocześnie otwarte na słoneczne oblicze, gościnnie zaprasza do odpoczynku. Piechurzy z ulgą zrzucają plecaki. Odkładają kijki trekkingowe, nakładają na dłonie kolejne rękawiczki, wyjmują zmrożoną czekoladę, kanapkę i ciepłą herbatę… Cóż to? Kropla herbaty, nieopatrznie uroniona, zamarzła w swym biegu po zewnętrznej ściance termosu! Nawet jednak ciepła herbata nie przywróci w tym momencie do życia sprzętu elektronicznego: aparatu fotograficznego, telefonu komórkowego, lekkomyślnie zdanych na łaskę i niełaskę pogody zamiast przezimowania głęboko w czeluściach plecaka.
Mróz znowu zaczyna przenikać do szpiku kości, czas ruszyć w dalszą drogę.

11:45, Ustka. Czy to już koniec mroźnej przechadzki? Zmęczenie ogarnia coraz bardziej, choć mróz zelżał na tyle, aby umożliwić rozsmakowanie się w orzeźwiającym hauście zimowego powietrza. Noga za nogą, jeszcze przed siebie, aby dotrzeć do ciepłego schronienia, gdzie będzie można wreszcie odpocząć po trudzie wędrówki…