PRZEZ LUBAŃ NA LUBOŃ

24.08.2007

Godz. 18.00. Schronisko "Orlica", czeka już tu kilkanaście osób. Jestem umówiony na wywiad z gospodynią obiektu, więc tym razem rejestrację uczestników prowadzi Magda.

Godz. 21.00. Wyruszamy na trasę. Po raz pierwszy zaproszenia wysłałem imiennie, tylko do wybranych osób, grupa jest więc mniej liczna - idą 43 osoby - i są to w większości uczestnicy poprzednich Marszonów.

Godz. 23.00. Marszałek. Noc jest wyjątkowo ciepła i wilgotna. Marek prowadzi nas bardzo sprawnie, więc cały czas wędrujemy zwartą grupą. W sukurs przychodzą nam też czerwone lampki, zawieszone z tyłu na plecakach, które w ciemnościach doskonale wskazują pozycje idących z przodu. Chwilami kropi drobny, nieuciążliwy deszczyk.

25.08.2007

Godz. 1.00. Lubań. Z daleka widzimy ognisko bazy namiotowej, bo pomimo późnej pory prowadzący czekają na nas. Chwała im za to! Możemy wypić herbatę i odpocząć chwilę... Chwilę, która przedłuża się niebezpiecznie, gdy przy ognisku swoje opowieści zaczyna snuć kierownik bazy - Leszek Ogórek. Można byłoby słuchać go tak do rana... Ruszamy o godz. 2.30

Godz. 4.00. Runek. Poprzedniej nocy nad Gorcami przeszła krótka, lecz potężna nawałnica, łamiąc mnóstwo drzew. Kilkadziesiąt wywróciło się wprost na szlak, poważnie utrudniając nam marsz. Nic to - najważniejsze, że wichura wyprzedziła nas o dobę, bo zaskoczeni w lesie nie mielibyśmy żadnych szans i Marszon mógłby skończyć się tragicznie.

Godz. 6.00. Studzionki, agroturystyka "U Chrobaka". Przychodzimy tu z niemal godzinnym opóźnieniem, spowodowanym przez drzewa, leżące w poprzek szlaku. Gospodyni częstuje nas kawą i herbatą, proponuje też jajecznicę. Dorota rezygnuje z udziału w Marszonie, bez trudu poszłaby dalej gdyby Marek przed startem nie zabrał jej na trzydziestokilometrową "rozgrzewkę"...

Godz. 8.00. Wysznia. "Bunt" na pokładzie Trzynastego Marszonu... :) W harmonogramie najbliższy postój przewidziany jest nieco dalej - na Polanie Zielenica. "Prokowatorzy" stwierdzają jednak, że jeżeli to jeszcze nie jest Zielenica, to tym gorzej dla niej i spokojnie zdejmują buty... :)

Godz. 11.00. Turbacz. Długi i zasłużony odpoczynek w schronisku. Spotykamy uczestników Rodzinnego Spotkania Czytelników "Na Szlaku".

Godz. 15.00. Maciejowa. Odpoczynek jeszcze dłuższy i... jeszcze bardziej zasłużony. Gospodarz bacówki proponuje wszystkim uczestnikom Marszonu zupę pomidorową za złotówkę. Nikt nie odmawia i ponad czterdzieści osób posłusznie ustawia się w kolejce do okienka. Ostatni stoi daleko na zewnątrz schroniska. Obsługa błyskawicznie radzi sobie z tym "korkiem", a pomidorowa jest wyśmienita. Piękne słońce i pełne brzuchy demobilizują nas skutecznie, żal przerywać tę miłą, poobiednią sjestę.

Godz. 17.00. Rabka. Wycofuje się Tomek. Reszta wędruje małymi grupami, część z nas przechodzi przez miejscowość bez zatrzymania, część decyduje się odpocząć - w zależności od formy. Zmieniamy nieco marszrutę i zamiast pierwotnie planowanego szlaku niebieskiego, wybieramy zielony, który jest wprawdzie nieco dłuższy, lecz znacznie łagodniejszy.

Godz. 19.00. Luboń Wielki. Spośród 43 osób, które wyruszyły wczoraj z "Orlicy", na metę doszło aż 41. To najlepszy "wynik" w historii Marszonów. Zdecydowała o nim doskonała pogoda i doświadczenie uczestników. Wieczorem losujemy nagrody, których tym razem jest wyjątkowo dużo, a noc zastaje nas przy ognisku i kiełbaskach ufundowanych przez gospodarzy schroniska. Trzynastka okazała się nam przychylna, to był nadzwyczajnie udany Marszon.

Kuba Terakowski


Powrót na stronę główną